Ze złych proporcji może wyjść tylko zakalec



„Boska proporcja” wywołała niemałe zamieszanie na rynku wydawniczym i w blogerskim świecie, więc nie pozostając obojętnym na ten rozgłos postanowiłem, że sam muszę się przekonać, o co ten cały hałas. Czy kryminalny debiut Piotra Borlika wywołał trzęsienie ziemi w Polsce, która przecież kryminałem (i reportażem) stoi? Według mnie raczej nie powinien...

W zamkniętej na czas remontu palmiarni w gdańskiej Oliwie zostają odkryte zwłoki młodej kobiety. Ale nie była to jakaś zwyczajna zbrodnia, nie łudźcie się. Ciało denatki zostało przytwierdzone za pomocą jej własnych jelit (!) do najcenniejszej palmy w ogrodzie i przystrojone koniczyną (sic!). I to nie byle jaką, ale czterolistną! Co to wszystko ma znaczyć? Czy morderca jest przesądny? A może z przesądami walczy? Jako jedną z pierwszych osób na miejscu zdarzenia jest Robert Mazur, zawód – morderca. Ten odkryty niezwykły okaz śmierci staje się dla niego wewnętrznym przebudzeniem i wzorem do własnych krwawych działań. Zainspirowany przez mordercę (ech, ile ich krąży po Trójmieście, co?) postanawia stworzyć własne dzieło, którym zaimponuje artyście. Jego nóż aż rwie się do pracy...
Na drugim biegunie zdarzeń znajduje się komisarz Agata Stec, wiecznie skacowana rozwódka, dla której sprawa mordercy z palmiarni może okazać się trampoliną do kariery. Cierpiąca na pracoholizm policjantka dnie spędza uganiając się za podejrzanymi, a wieczory w łóżkach co rusz to innych, świeżo poznanych mężczyzn lub na kolacji u swego brata, znanego w całym kraju psychologa i pisarza, Artura Kamińskiego. Rodzeństwo charakterologicznie różni się całkowicie, ale łączy ich jedno – zainteresowanie trudnymi psychologicznymi jednostkami. Agata postanawia więc wykorzystać wiedzę brata w aktualnie prowadzonym śledztwie, co doprowadzi do wielu problemów, a ciało dziewczyny z palmiarni okaże się wcale nie ostatnią tak fantazyjnie i zarazem makabrycznie zaaranżowaną osobliwością...

Wydaje się to ciekawe, nieprawdaż? Tak, ja zostałem kupiony. A już pierwszym zdaniem otwierającym powieść - „Matka to skarb, a miejsce skarbu jest głęboko pod ziemią” - zostałem rozłożony na łopatki! Pomyślałem: wow! To będzie dopiero coś! Mój apetyt na ten kryminał tylko wzrósł, więc oczekiwania miałem spore i chyba to przez nie moja ocena dla tej książki jest niska. Bo poza tym pierwszym, wgniatającym w fotel, zdaniem nic mnie w tym utworze nie powala na kolana. Autor gra tak prostymi kliszami i obrazami, że momentami aż czułem się urażony. Przede wszystkim chodzi mu tu o konstrukcję głównej bohaterki. Czy ja mam aż takiego pecha, że ostatnio trafiam często na tak okropne, chamskie i płytkie główne postaci żeńskie? Agata Stec musiała więc być karykaturalną, niczym nie wyróżniającą się na tle innych kryminałów policjantką z problemami, która nie wylewa za kołnierz (ona codziennie jest na kacu!), ma za sobą rozwód (poprzedni mąż to oczywiście kretyn, cham i prostak, który nigdy jej nie doceniał i nie wiedział, jaki ma skarb w domu), z trudną przeszłością, jest wiecznie samotna (dlatego tak narzuca się bratu) i klnie jak szewc (bo jakżeby inaczej). Takie postaci możemy odnaleźć w każdym kryminale, dosłownie w każdym! Borlik więc niczym nam nie zaskakuje, co jest dla mnie największym zgrzytem w tym utworze. Policjanci to półgłówki bez krzty inwencji, których trzeba prowadzić za rączkę przez całe śledztwo, psycholog to oczywiście szwarccharakter, który od razu wydaje nam się podejrzany, prokuratorowi zależy tylko na odpowiednim wypadnięciu w mediach, a adwokaci zbijają fortunę na swoich klientach. Irytuje również postać mordercy, owładniętego obsesyjną ideą przecinania metaforycznej pępowiny, Roberta Mazura, którego papierowość i sztuczność odbiera przyjemność z lektury.

„Boska proporcja” miała duży potencjał, ale wszystko spaliło na panewce też w sferze fabularnej, bo jest to książka zwyczajnie...mało wciągająca. Z jednej strony fabuła wydaje się niesamowicie poplątana, że czasem nie wiadomo, po co znaleźliśmy się w danym miejscu i czasie, a z drugiej niesamowicie banalna, gdzie już w połowie utworu wiesz, kto stoi za całą zagadką morderstw w Trójmieście. Dialogi są płytkie, czasem zapełniające tylko przestrzeń w książce. Ale bardziej razi mnie jak wiele informacji wciśniętych jest na siłę, bez żadnego wyjaśnienia czy głębszego sensu w kontekście reszty utworu. Najlepszym przykładem jest to, jak komisarz Stec przegląda stronę agencji modelek Pink & Black w poszukiwaniu innych modelek (które mogą paść ofiarą mordercy) i rozważa – uwaga – dwukrotnie kwestię tego, iż na stronie nie ma wyszukiwarki, więc praca zajmie jej więcej czasu. Czy coś ta informacja wnosi nam do sprawy? Oczywiście, że nie, ale takich „smaczków” jest w tej książce więcej. Największy to chyba wplecenie w akcję tytułowej boskiej proporcji, tak siermiężnie przedstawionej i tłumaczonej pod koniec utworu, że aż urąga to czytelnikowi.

Ale żeby nie było, że wywlekam same minusy, bo są też przecież i plusy. Krótkie rozdziały popędzają akcję (która czasem miała tendencję do wyhamowań), co dla mnie zawsze jest zaletą utworu. Książka też jest gotowym materiałem na serial lub film (choć raczej serial), bo wiele osób zapewne może wciągnąć przedstawiona w niej zagadka dziwnych morderstw młodych i pięknych dziewczyn. Momentami nawet przypomina scenariusz, więc wydaje mi się, że nie powinniśmy długo czekać na wiadomości o ekranizacji.

Pierwszy tom trylogii (kolejne części mają pojawić się w czerwcu i we wrześniu tego roku) nie zachęcił mnie do sięgnięcia po kolejne. Ja sam nie widzę potencjału i wiem, że ta historia nie pozostanie ze mną na długo. Na naszym polskim kryminalnym poletku jest wiele lepszych pozycji, po które warto sięgnąć, a często mało kto o nich wie. Ale jeśli chcecie sięgnąć po „Boską proporcję”, to droga wolna, tylko pamiętajcie, ostrzegałem Was przed nią!






Tytuł: Boska proporcja
Autor: Piotr Borlik
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2019
Tłumacz: -
Ilość stron: 423
Gatunek: Kryminał
Dodatkowe informacje: Pierwsza część trylogii z Agatą Stec i Arturem Kamińskim.

Popularne posty z tego bloga

Mistrz małej prozy

We dwoje zawsze lepiej

Recenzja książki Andrzeja Maleszki „Magiczne drzewo. Czerwone krzesło”