Bez fajerwerków, ale...



Byłem jedną z tych osób (a było ich całkiem sporo), które z dużym wyczekiwaniem czekały na kolejny kryminał Anny Kańtoch z akcją osadzoną w czasach Polski Ludowej. Czy książka spełniła moje oczekiwania? Zaraz się dowiecie...

Pod koniec września 1986 roku na nadmorskiej plaży znaleziono zwłoki młodej dziewczyny, absolwentki lokalnego liceum, Reginy Wieczorek. Renia była mądrą, bystrą i lubianą dziewczyną. Wszyscy sądzili, że czeka ją kariera w wielkim mieście. Jednakże brutalne morderstwo zniszczyło wszystko. W stan oskarżenia postawiono chłopaka, który kiedyś się do niej zalecał – Andrzeja Białego. Winny trafił do więzienia.
Pewnego listopadowego dnia na milicję zgłasza się niejaki Jan Kowalski. Nie ma żadnych dokumentów ani stałego miejsca zamieszkania. Jest niczym biała karta. Zeznaje starszemu sierżantowi Igielskiemu, iż to on stoi za morderstwem Reginy Wieczorek oraz pięciu innych kobiet, które zaginęły w Przeradowie na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Co więcej wyjawia, iż ginęły one w stałym odstępstwie czasu - co siedem lat.
Czy Jan Kowalski jest seryjnym mordercą kobiet a może zwykłym wariatem i mitomanem? Czy Andrzej Biały zabił Reginę Wieczorek? I co z tym wspólnego ma miejscowa legenda o dziewczynach, które po otrzymaniu niebieskiej karteczki z numerem telefonu znikały na zawsze bez żadnego śladu?

Na kolejny kryminał Anny Kańtoch czekałem bardzo, gdyż trzymają one pewien poziom i wyróżniają się na tle innych polskich kryminałów. Jak powszechnie wiadomo Polska kryminałem stoi, więc mamy w czym przebierać jeśli chodzi o gatunkowe pozycje. Powinno to skłaniać do pewnego snobizmu i świadomego wyboru pełnokrwistych książek kryminalnych. „Pokuta” to już trzecia książka autorki z akcją osadzoną w PRL. Każda z nich wywołała pewien ferment w środowisku, była nominowana do fachowych nagród, więc można stwierdzić, że była zauważona zarówno przez czytelników jak i krytyków. O ile mnie „Łaska” nie przypadła za bardzo do gustu, to już „Wiara” okazała się bardzo dobrą lekturą. Jedynym mankamentem łączącym obie pozycje była przewidywalność zakończenia – szybko można było odgadnąć „kto zabił”.
Gdzie w takim razie sytuuje się „Pokuta? Odpowiedź jest prosta – zdecydowanie pośrodku. Z jednej strony zauważyłem pewien progres, gdyż tym razem nie wszystko było tak klarowane (choć do tego odniosę się jeszcze później), to też zabrakło mi tego czegoś, czegoś wyjątkowego, co sprawiłoby, iż mógłbym zachwycać się tą książką.

Największym plusem „Pokuty” jest rys charakterologiczny głównych bohaterów i zarazem narratorów – starszego sierżanta Krzysztofa Igielskiego oraz Poli, córki właścicielki pensjonatu. Postaci te są żywe, niejednoznaczne, zmieniają się wraz z rozwojem akcji. Obie walczą z codziennością i przeciwnościami losu, jednak każde z nich na swój sposób. Pola, zwykła i zakompleksiona dziewczyna, stara się walczyć ze swoimi demonami za pomocą różnych sposobów. Uciskana przez matkę, która chce urobić ją według własnych wymagań i pragnień, częściej wprowadza ją w rozpacz, niż dodaje otuchy. Poza tym czuje się przytłoczona przez swoją nijakość oraz przez samo miasteczko. Wie, że w Przeradowie nie ma dla niej żadnej szansy na rozwój, więc musi się stąd wyrwać. Jednakże trudno znaleźć jej rozwiązanie tej sytuacji. Kiedyś przyjaźniła się z Reginą, jednak pewien incydent pomiędzy dziewczynami sprawia, iż znienawidziła ją. Teraz, gdy całe miasteczko nie może pogodzić się ze śmiercią Reni Pola zupełnie nic nie odczuwa. Gdy otrzymuje od matki dziewczyny pudełko z jej rzeczami rozpoczyna coś w rodzaju śledztwa, by odpowiedzieć na pytanie co tak naprawdę wydarzyło się w Przeradowie. Polę dość trudno polubić – momentami jest bardzo irytująca, aż chciałoby się nią potrząsnąć. Z drugiej strony ten portret rozdartej nastolatki, która szuka swojego miejsca w świecie jest rzadki jak na polskie kryminały i za to należą się brawa dla autorki. 
Starszy sierżant Igielski od pierwszych stron skradł moje serce. Porzucony przez żonę dobrze odnalazł się w prozie życia, gdzie wszystko musi zrobić sam. Czasem z tą samotnością jest mu zupełnie nie po drodze i marzy o rodzinie – żonie i gromadce dzieci w ciepłym i przytulnym domie. Teraz pozostały mu już wspomnienia po latach małżeństwa i praca, która nie zawsze jest sprawiedliwa. Nad sprawą rzekomych tajemniczych zaginięć kobiet z Przeradowa więcej jest znaków zapytania niż jakichkolwiek dowodów. Do tego nad jego głową ciągle stoi komendant, który najchętniej chciałby jak najszybszego zamknięcia dochodzenia. 
Skarbem są rozmowy Igielskiego z zaprzyjaźnionym lekarzem ze szpitala. Przypominają mi sceny ze starodawnych kryminałów, gdzie młody umysł zderza się starym, doświadczonym i w ten sposób starają się rozwiązać wszelkie trudności pojawiające się w śledztwie. 
Na przestrzeni utworu Igielski przeobraża się - z dobrego policjanta pod wpływem prowadzonej sprawy staje się w pewnym stopniu kimś innym...a może wychodzą z niego demony lub zostaje odkryta jego prawdziwa twarz? Odkryjcie to już sami.

Tym razem nie ma tej dusznej, lepkiej atmosfery lata, które pojawiły się w „Łasce” i „Wierze” i dodawały one swoistej nutki niepokoju akcji powieści, gdyż w „Pokucie” wydarzenia są na jesieni. Te letnie klimaty zostały zastąpione przez wilgoć, mgłę, deszcz i śnieg, co nadało tajemniczego klimatu. Przeradowo staje się nadmorskim, sennym miasteczkiem, które wydaje się być zawieszone w czasie i odcięte od reszty świata. Jest równorzędnym bohaterem utworu, miejscem w którym można wyjść z domu i nigdy do niego nie powrócić, zagubić się gdzieś w czasie i w przestrzeni, wejść do lasu i już nigdy z niego nie wyjść. Jest miejscem na granicy magii i rzeczywistości. 

Jednakże nie wszystko w tej książce jest tak świetne. Mimo iż akcja osadzona jest w czasach PRL, to podczas lektury zupełnie się tego nie odczuwa. We wcześniejszych książkach ta Polska Ludowa wylewała się wręcz z nich, a tutaj jest to gdzieś zagubione, zatracone. Równie dobrze wydarzenia można by umieścić kilkanaście lat później i nic by to nie zmieniło. 
I w końcu sama zagadka tajemniczych śmierci i zaginięć. Historia przedstawiona w „Pokucie” jest zbyt zagmatwana i momentami mało logiczna. Ilość tropów i domysłów, faktów i kłamstw utrudniają odnalezienie się w akcji utworu i utrudniają radość z lektury.


„Pokuta” jest dobrą książką, ale tylko dobrą. To kryminał z mocnym wątkiem obyczajowym, który zadowoli każdego fana gatunku, ale jeśli chce ktoś rozpocząć przygodę z twórczością Anny Kańtoch, to polecałbym bardziej „Wiarę”. Może brak tu nutki niepokoju, ale kolejną kryminalną historię od tej autorki przeczytać warto.



Tytuł: „Pokuta”
Autor: Anna Kańtoch
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2019
Tłumacz: -
Ilość stron: 352
Gatunek: powieść kryminalna
Dodatkowe informacje: -

Popularne posty z tego bloga

Mistrz małej prozy

We dwoje zawsze lepiej

Recenzja książki Andrzeja Maleszki „Magiczne drzewo. Czerwone krzesło”