Nie, nie i jeszcze raz nie


Powiedzieć, że z napięciem czekałem na kontynuację „Tamtych dni, tamtych nocy”, to jak nie 
powiedzieć nic. Była to najlepsza książka jaką przeczytałem w zeszłym roku, więc chyba można 
się domyślić, że oczekiwania względem „Znajdź mnie” były ogromne. Oczekiwałem pięknej historii, 
kończącej (rzecz jasna pozytywnie) przygodę miłosną Elio i Olivera. Jakie wrażenia miałem po 
lekturze?

Znajdź mnie” rozpoczyna się od historii Samuela, ojca Elio, który w pociągu do Rzymu, gdzie 
miał spotkać się ze swoim synem, poznaje piękną, młodą kobietę. Spotkanie to obraca jego życie 
o 180 stopni. Od teraz nic nie jest niemożliwe.
Elio, świetny pianista, przeprowadza się do Paryża. Tamże, podczas koncertu poznaje starszego, 
dojrzałego mężczyznę, z którym nawiązuje poważny związek.
Oliver, wykładowca na jednym z amerykańskich uniwersytetów, poważany mąż i ojciec dorosłych 
już synów, wybiera się w podróż do Europy, by w końcu wyjaśnić wszystkie sprawy z przeszłości.




Problem w tym, że magia kogoś nowo poznanego zawsze działa na krótko. Chcemy tylko tych, 
których nie możemy mieć. Jedynie ci, których straciliśmy albo niewiedzący o naszym istnieniu, 
odciskają się na naszym życiu. Inni są tylko echem”

Co to ma być? Ja się pytam – co to ma być? Dla takich kontynuacji mówię stanowcze nie! Po 
świetnej książce i również genialnym filmie (a może nawet i lepszym od pierwowzoru 
książkowego) sądziłem, że „Znajdź mnie” będzie satysfakcjonującym zakończeniem losów Elio 
i Olivera. A dostałem takie coś. Nawet nie wiem, jak to mam nazwać, ani nawet jak ją potraktować. 
Bo Elio i Olivera (zwłaszcza Olivera) jest tutaj jak na lekarstwo. Więcej tu Samuela, którego historii, 
zwłaszcza tak udziwnionej i nieprawdziwej w stosunku do „Tamtych dni, tamtych nocy” 
nie chciałem. Naprawdę nie chciałem i nie potrzebowałem. A tu nagle, nie wiadomo w sumie 
dlaczego, to on staje się głównym bohaterem tegoż utworu, którego losy zajmują ponad pół 
książki. Po co? Co to miało wnieść do tej przygody? Wygląda sztucznie, jest niesamowicie 
rozwleczona, mało w niej prawdziwej treści, a więcej pustych stwierdzeń i wyznań, które 
przeczytane już po raz któryś wyglądają papierowo. 

Bo w tej książce zabrakło mi właśnie tej iskry, która błyszczała ze stron „Tamtych dni, tamtych 
nocy”. Tutaj było...dziwnie. Przez cały czas lektury czułem się właśnie dziwnie. Jakbym dostał 
książkę z imionami bohaterów, których znam, ale to nie byli oni. Całkowicie inni. Wszystko było 
naciągane, nijakie, a przede wszystkim na siłę. Teraz już wiem, że taka kontynuacja potrzebna 
nie była, nawet jeśli zakończenie bywa w pewien sposób satysfakcjonujące. 

Czy to nie są absolutnie najgorsze scenariusze: coś, co mogło się zdarzyć, choć do tego nie doszło, 
ale nadal może, mimo iż straciliśmy już na to wszelkie nadzieje?”

Ta historia miłosna boli, boli aż do szpiku kości, a w „Znajdź mnie” została potraktowana jako 
wypełniacz, zapchaj dziura dla przygód Samuela. Ogromnie mnie to rozczarowało. Styl autora, 
pełen porównań, metafor, rozmyślań o niczym, już mnie męczy i w tym utworze zwyczajnie dobił mnie. 
Z jednej strony pasuje do tych włoskich dziejów wielkiej miłości, ale tutaj już poczułem przesyt. 
Zmęczył mnie ten styl i sprawił, że lekturę musiałem przerywać.

Oczywiście trzeba również wspomnieć o korekcie, której chyba w przypadku tego utworu nie było. 
Ilość literówek, dziwnej konstrukcji zdań i słów zupełnie nie pasujących do wypowiedzi bohaterów było 
morze. To takie dopełnienie rozczarowania tą powieścią.





Po „Znajdź mnie” oczekiwałem pięknego, wzruszającego zakończenia, a dostałem chaos 
konstrukcyjny i fabularny. Powieść o niczym, z dziwnym układem historii, które zupełnie się 
nie zazębiają. Powtórzę pytanie – po co to nam było? Aciman mógł sobie podarować wysyłanie 
tej powieści do wydawcy i pozostawić nas w zachwycie po pierwszej części. A Wam, którzy 
jeszcze nie sięgnęli po ten utwór, zdecydowanie to odradzam. Lepiej zainwestować swój czas 
i pieniądze w coś innego.





Tytuł: Znajdź mnie
Autor: Andre Aciman
Wydawnictwo: Poradnia K
Rok wydania: 2019
Tłumacz: Tomasz Bieroń
Ilość stron: 312
Gatunek: powieść obyczajowa
Dodatkowe informacje: Kontynuacja „Tamtych dni, tamtych nocy”.


Popularne posty z tego bloga

Mistrz małej prozy

We dwoje zawsze lepiej

Recenzja książki Andrzeja Maleszki „Magiczne drzewo. Czerwone krzesło”