#30przed30 Recenzja „Portretu Doriana Graya” Oscara Wilde'a

Moją pierwszą lekturą w ramach mojego wyzwania 30. książek przed 30. urodzinami był „Portret Doriana Graya” Oscara Wilde'a. Był to jeden z moich większych wyrzutów sumienia, że dotąd tej książki nie czytałem, tym bardziej, że słyszałem i czytałem o niej same pozytywne opinie. Może pozytywne to za mało powiedziane, bo były to prawdziwe zachwyty. Miałem więc ogromne oczekiwania i chciałem też rozpocząć swoje wyzwanie z wysokiego C. Niestety, „Portret...” zupełnie do mnie nie trafił. Dlaczego? Przekonamy się czytając dalej. Najpierw krótki zarys fabuły dla tych, którzy jeszcze nie znają tej XIX-wiecznej powieści...



Akcja utworu dzieje się w XIX-wiecznym Londynie. Główny bohater, Dorian Gray, to młody człowiek, który wyróżnia się nie tylko dobrym pochodzeniem i wspaniałymi manierami, a przede wszystkim, niesamowitą urodą, która przykuwa wzrok wszystkich, czy to kobiet, czy mężczyzn. Jego portret maluje znany malarz, Bazyli Hallward. Tam też dochodzi do spotkania Doriana z Lordem Henrykiem Wottonem. Gdy portret jest ukończony oszałamia takim samym urokiem, jak i osoba na nim namalowana. Z czasem jednak zostaje ujawniona pewna niezwykła właściwość portretu. Na nim to zaczynają się odbijać wszelkie skazy Doriana, które w prawdziwym życiu nie kalają jego pięknego oblicza. Ta osobliwość prowadzi do wielkich zmian w życiu Graya i powoduje różne wypadki...


„Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie znając wartości niczego”


Już po kilkunastu stronach wiedziałem, że ta historia mnie nie zachwyci już do końca i też to się spełniło. Chyba największym problemem podczas czytania powieści było to, że ciągle w myślach porównywałem książkę z adaptacją filmową „Portretu...” z 2009 roku z Benem Barnsem w roli Doriana Graya i (moim ulubionym aktorem) Colinem Firthem jako lordem Harrym Wottonem. Mimo iż film widziałem już dobre parę lat temu, to pamiętałem go dość dobrze i też mogłem go porównać z książką... i nie wyszło to na dobre. Film dość daleko odszedł od treści utworu Wilde'a, zdecydowanie jest w niej więcej mroku, zupełnie inne zakończenie i – muszę to przyznać szczerze – podobał mi się bardziej niż książka. Ten mrok, zaostrzenie wizerunku Graya, który w adaptacji nie wydaje się być postacią pierwszoplanową, jak w książce, bardziej mnie przekonuje. Książkowa wersja, w porównaniu z filmem, wydaje mi się bardziej uładzona, grzeczniejsza. Tego mroku spodziewałem się też po książce, a tego zwyczajnie tu nie ma. Więcej tu dyskusji, rozważań filozoficznych o różnych ważkich kwestiach, jak miłość, życie, sztuka, możliwości i powinności jednostki ludzkiej. Wydaje się, że kwestia portretu, w filmie zarysowana jako rzecz wyjęta z horroru, ma straszyć tylko powierzchownie, to w książce jest głębsza, jako ukazanie tego, co może stać się z człowiekiem pozbawionym wszelkich zahamowań, który wykorzystuje swoje walory, by zdobyć co chce, bez zastanowienia nad konsekwencjami.

W momencie wydania wywołała skandal (czemu pewnie dziwić się nie można), Wilde musiał poprawiać ją gruntownie, gdyż opinia publiczna zaszokowana była wątkami gejowskimi, które autor w ostatecznej wersji wygładził. Jednak nadal można je wyczuć. Lord Wotton, niewątpliwie zauroczony Grayem, tak jak i autor tytułowego portretu, Bazyli Hallward, jest zadurzony w swym modelu. Odbija się to też na konstrukcji postaci kobiet w utworze. Są słabo zarysowane, głównie nijakie. Najlepiej poznajemy Sybillę Vane, ale jest ona postacią tragiczną, wykorzystaną przez Doriana, jego pierwszą ofiarą. W końcu postaci męski wiodą tu prym, oni przyciągają naszą uwagę.


„Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej”


„Portret Doriana Graya” ani mi się nie podobał, ani mnie nie zachwycił. Na jego odbiór przeze mnie wpłynęły świetne opinie innych czytelników, jak i – w gruncie rzeczy średnia – adaptacja filmowa, i to z tych dwóch powodów spodziewałem się chyba czegoś innego, albo nie zrozumiałem też tej powieści. Trochę szkoda. Mam nadzieję, że kolejne spotkania z klasyką w ramach mojego czytelniczego wyzwania, okażą się lepsze.




Autor: Oscar Wilde
Tytuł: Portret Doriana Graya
Tłumacz: Maria Feldmanowa
Rok wydania: 2017
Wydawnictwo: Siedmioróg
Liczba stron: 252
Gatunek: literatura piękna

Popularne posty z tego bloga

Mistrz małej prozy

We dwoje zawsze lepiej

Recenzja książki Andrzeja Maleszki „Magiczne drzewo. Czerwone krzesło”