Recenzja książki „Dżozef” Jakuba Małeckiego

 

Po książkę Jakuba Małeckiego sięgnęłam ze zwykłej ludzkiej ciekowości. Podczas pandemii (która niewiadomo, czy już się skończyła czy zaczęła się kolejna fala) przeczytałam bardzo ciekawy wywiad właśnie z tym autorem, zaciekawiły mnie również jego powieści. Długo nie czekając wybrałam pierwszą lepszą, padło na „Dżozefa”. Wyboru nie pożałowałam, oj nie! Książka wciągnęła mnie, może nie od samego początku, który wydawał mi się zwykły, banalny… Jednak przejdźmy od fabuły, o czym jest ta książka?


Osiedlowy dresiarz, Grzesiu Bednar, trafia do szpitala ze złamanym nosem – nic nadzwyczajnego można by powiedzieć, po bójce muszą paść jakieś straty… Cóż, zdarza się. Został przydzielony do sali z biznesmenem zwanym Kurzem, grymaśnym Marudą oraz wielbicielem prozy Conrada Stanisławem Baryłczakiem. W powieści nazywany jako ten Czwarty. W gorączce, która nachodzi go dość często zamienia się w tytułowego Dżozefa. Zaczyna kreować rzeczywistość, a zarazem snuje opowieść o swoim przeklętym życiu. W tym życiu towarzyszy mu rogaty, wystrugany z drzewa kozioł… Podczas słuchania tych opowieści (nawet Grzechu zaczął je spisywać na prośbę gorączkowo majaczącego Czwartego) wszystko zaczyna się zmieniać. Ściany szpitala jakoś dziwnie zaczynają się kurczyć, sale i korytarze zanikać, ba nawet ludzie z sali znikają! Magia! Co takiego jest niezwykłego w tych opowieściach? Czy to wszystko zmieni się? Czy będzie powrót do normalności? Jak to się skończy? Cóż pozostawiam Was z tymi pytaniami.

Ważne jest to, co każdego dnia, a nie to, co w jednej, wyjątkowej chwili”

Małecki łączy wszystko to, co wydaje nam się niemożliwe oraz absurdalne. Do naszych rąk trafia już subtelna, niekiedy zabawna opowieść o sile literatury. Nie ma co ukrywać, są też chwile grozy, kiedy to jeden z bohaterów podąża obsesyjnie za rogatym towarzyszem, kiedy zmienia rzeczywistości. Wystarczy sięgnąć we własną otchłań, którą pokładamy w sobie, nie są nam wcale potrzebne demony, czy oszukiwanie siebie. Każdy z nas może stać się Conradem, możemy jak on przeżyć kilka żyć, a może nawet i zyskać szansę na coś nowego.

Jest w tej powieści coś magicznego, coś co ciągnie czytelnika do poznania historii dalej. Trzymanie czytelnika w napięciu, czy uda im się przedostać do rzeczywistości szpitalnej, czy powrócą do ponownie do swoich rodzin. Nie ma też wyszukanego słownictwa, typowo szpitalnego bełkotu, dzięki czemu miło i szybko czytało się tę lekturę. Jedynym minusikiem, który mi przeszkadzał, była rzeczywistość i powrót do historii Stacha, ale po drugiej „przemianie” i przeczytaniu książki do końca nie sprawiało mi to problemu. Zmieniła się nagle narracji. Opisywanie wszystko z perspektywy Grzecha, który przebywa w szpitalu (narracja pierwszoosobowa) i za chwilę przerzucenie się w narrację trzecioosobową, kiedy to Czwarty zaczyna majaczyć. Jest też dużo odwołań cytatów i metaforycznych nawiązań do takich powieści jak: „Jądro ciemności”, „Lord Jim” czy „Smugi cienia” Josepha Conrada.

Książka jest na jeden wieczór, wciąga czytelnika bez reszty. Liczne emocje, które towarzyszą przy czytaniu, nie dają tak naprawdę wytchnienia czytelnikowi. Jest to smutna, przejmująca historia, ale zarazem pokrzepia. Daje nadzieję czytelnikowi, pokazuje, że trzeba zacząć żyć i obudzić się z marazmów, które nas otaczają.

Chętnie sięgnę po inne pozycje Jakuba Małeckiego i przeczytam je. Warto dodać, że ta książka została już wydana w 2011 r. W 2018 r. Małecki zredagował ją, poprawił i została wydana ponownie.


Tytuł: Dżozef

Autor: Jakub Małecki

Wydawnictwo: SQN

Rok wydania: 2018

Liczba stron: 320

Popularne posty z tego bloga

Mistrz małej prozy

We dwoje zawsze lepiej

Recenzja książki Andrzeja Maleszki „Magiczne drzewo. Czerwone krzesło”